|
S. Yolanda Moquete fmm, Filipinka. Zanim została misjonarką, jako pracownik banku chciała dawać ludziom więcej, niż mogły dać pieniądze. Ostatnie 10 lat spędziła w Rosji. Teraz przed nią misja na ukraińskim Krymie. Yolando, jak odkryłaś Twoje powołanie do bycia misjonarką?
Miałam bardzo dobrą pracę w Centralnym Banku Filipin, która pozwalała mi podróżować po całym kraju. Kiedy odwiedzałam te miejsca i spotykałam się z ludźmi o różnym statusie społecznym i w różnym wieku, czułam pragnienie, żeby służyć im inaczej, jak tylko przez to, co robiłam, jako asystent bankowy. Moja praca w banku pomagała im poprawić jakość ich zycia w dziedzinie ekonomicznej, a ja czułam, że gdybym została misjonarką, siostrą zakonną, mogłabym uczyć ich chrześcijańskich wartości i dojrzewania w chrześcijańskiej odpowiedzialności, co dałoby im więcej pokoju i radości życia, niż mogły dać pieniądze. Dlaczego wybrałaś właśnie to Zgromadzenie?
Kiedy początkowo pracowałam w prywatnym banku (zanim zaczęłam pracę w Centralnym Banku Filipin), spotkałam tam siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Chciały otworzyć konto, żeby przechowywać tam pieniądze zarobione przez biedne kobiety, które pracowały w projekcie socjalnym wyrobu i sprzedaży kartek pocztowych i lalek robionych z materiału. Te dwie siostry FMM były bardzo proste i uśmiechnięte. Byłam poruszona i dotknięta tą ich prostotą i radością, którą promieniowały. I tak krok po kroku znajomość z FMM się zacieśniała i wreszcie przyszła decyzja o wstąpieniu do Zgromadzenia. I wtedy zaczęła się Twoja misyjna przygoda?
Jako juniorystka byłam posłana do pracy z filipińskimi ludami plemiennymi, które żyją daleko w górach, zwanych Mount Pinatubo. Nazywają się Aetas i żyją bardzo blisko natury. Czczą Boga, który mieszka w górach. Ich tańce opowiadają o tym, co obserwują dookoła siebie, a więc mają taniec małpy, zaloty kury i koguta i inne. Później byłam posłana do naszej szkoły, gdzie organizowałam i nadzorowałam pracę katechetyczną naszych studentów w szkołach publicznych. W Kościele lokalnym zajmowałam się duszpasterstwem kobiet, a ściślej mówiąc „promocją kobiet” (są to projekty mające na celu usamodzielnienie finansowe kobiet). Właśnie przyjechałaś z Rosji. Jak tam wyglądała Twoja praca jako misjonarki?
W Rosji byłam ponad 10 lat. Pracowałam tam w szkole państwowej jako nauczycielka angielskiego i francuskiego. W Kościele byłam odpowiedzialna za duszpasterstwo młodzieży. Co niedzielę, po Mszy w południe mieliśmy spotkania formacyjne i planowaliśmy różne inne zaangażowania. Z pomocą wolontariuszy, zarówno miejscowych jak i obcokrajowców, zorganizowaliśmy darmowe kursy językowe i każdy, kto tylko chciał mógł przyjść i się uczyć. Co leży u źródeł Twojego powołania misyjnego?
Jako ludzie mamy tylko jedno życie. Bóg dal nam je do przeżycia tylko raz. Mocno wierzę i jestem przekonana, że moim spełnieniem i realizacją jest to, żeby przeżyć moje życie dając z siebie jak najwięcej tego, co jest we mnie najlepsze; służyć innym bez oczekiwania na jakąkolwiek zapłatę. Czuję, że jeśli będę to robić z całego serca i z całej siły aż do końca, będę mogła stanąć przed obliczem Boga i pełna wdzięczności złożyć z powrotem w Jego ręce ten wspaniały i drogocenny dar, jakim mnie obdarował – moje życie. Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę wszelkiego dobra w Twojej nowej misji. Rozmawiała s. Małgorzata Korniluk fmm
|